Czuję naprzemiennie skrajne uczucia podniecenia, strachu i ciekawości. Trzymam rękę mojej żony i wpatruję się w teatr odbywający się na krystalicznie czystym, nocnym nieboskłonie. Jestem świadkiem intrygującego teatru przy udziale ciał niebieskich. Wykonują dziwny ruch ku sobie, skręcając się coraz bardziej tworząc spiralę. Wydaje się, że każda taka spirala składa się z czterech gwiazd. Teraz tworzy jedną… i łączy się z następnymi czterema stanowiąc jakby galaktykę.
Musze jeszcze tylko spojrzeć na ten księżyc… Nie rzadko bowiem widzi się 2 tak duże jasne obiekty na nocnym niebie. Trudno powiedzieć czy aby na pewno jest to księżyc. Prawdopodobnie jest to planeta. Nigdy jej tutaj dotąd nie było, tak mi się wydaje. Ludzie żegnają się ze sobą, jednak nie ma żadnej paniki. Wiemy, że wszystko będzie dobrze. Spoglądam na ukochaną, ściskam mocniej dłoń i mówimy do siebie „pamiętaj”.
Grawitacja ziemska zmienia wektor. Wszyscy z dużą prędkością opuszczamy planetę. Widzę bezkresną czerń. Wraz z moja wybranką serca pędzimy przez przestrzeń kosmiczną i zbliżamy się do jakieś planety, zbudowanej z samej wody. W jednej chwili opuszczam swoje ciało i widzę z perspektywy trzeciej osoby, jak lecimy w głąb planety i lądujemy w wodzie. Na planecie zaczęło rozwijać się życie.
Otwieram oczy, budzę się w środku nocy. Okazuje się że jestem małym dzieckiem, żyjącym w latach 90tych 20 wieku. „Pamiętaj” rozbrzmiewało w mojej głowie i nie pozwalał mi tego snu zostawić bezrefleksyjnie. Doświadczenie to pojawiało się cyklicznie w tej samej formie od wczesnych lat dzieciństwa.